
Miał być sum, a wyszło, że był łosoś :-) Tydzień przed świętami zamówiłam rybę w pobliskiej wędzarni, gdzie oprócz tradycyjnie wędzonych ryb, można także kupić ryby świeże. Czego tam nie mają! Łososie, pstrągi, sielawy, halibuty, jesiotry, karmazyny, sieje, węgorze itd. Wszystko wędzone w tradycyjny sposób, w dymie z drewna dębowego! (Chyba jutro się do nich wybiorę po łososia wędzonego na ciepło, mniam!) A wracając do wigilijnej ryby, to zamówiłam dorodnego suma, jednak zapomniałam dodać, że ma być świeży. Pojechałam więc w piątek po rybkę, obmyślając, w jaką to zalewę wrzucę ją na noc, no i co z tym sumem pocznę dnia następnego, a tu niespodzianka, zamiast świeżego suma, czekał na mnie uwędzony :( No i dzień przed wigilią zostałam bez ryby i bez pomysłu na główne danie tej wyjątkowej kolacji. Ruszyłam więc na polowanie i jedyne co udało mi się zdobyć, to 2 kg łosoś. Mogłam oczywiście kupić karpia, ale jakoś do mnie nie przemawia ta ryba. Tak więc na wigilii pojawił się łosoś w sosie cytrynowym, zresztą bardzo smaczny, który dodatkowo, w postaci trzech past, gościł u nas jeszcze przez kilka dni.